Logo Logo Menu
Zamknij

Co się wydarzyło w Sądzie Najwyższym i dlaczego to jest ważne!

Dziś, to znaczy 8 listopada 2012 roku, byliśmy większą grupą w Sądzie Najwyższym. My – to znaczy dziennikarze, członkini i członkowie Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich (Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska), pełnomocnik m. st. Warszawy oraz radny, który domagał się informacji od miasta i który był dziś głównym bohaterem.

Przedmiotem sprawy była kwestia udostępnienia  informacji o tym, z kim miasto zawierało umowy zlecenia obsługi elektronicznego systemu wspomagania rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych (za 6,6 tys. zł), zlecenia wykonania analizy socjologicznej Pikniku Naukowego (4 tys. zł) oraz zorganizowania szkoleń w zakresie konferencji prasowych (10 tys. zł).  Radny wygrał już tę sprawę przed sądem okręgowym, ale miasto dalej się odwoływało. Dziś Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną miasta. Radny wygrał. Ale nie tylko on. Wygraliśmy my wszyscy!

Czemu ta sprawa jest taka ważna?

Obiektywnie dlatego, że jest to pierwszy taki wyrok – w prosty sposób uzasadniony, a jednocześnie pewnie ostatni wydany w postępowaniu, w którym sąd mógł definitywnie nakazać udostępnienie informacji. Subiektywnie – ten wyrok jest wydany we właściwym czasie – w czasach, gdy obywatelowi coraz trudniej zaufać instytucjom, które mają chronić jego prawa i chronić państwo prawa.

Zacznijmy od sprawy obiektywnej. Otóż do końca zeszłego roku – w sprawach, w których podstawą do odmówienia dostępu do część informacji była m.in.  ochrona prywatności – wypowiadały się sądy cywilne. Od 2012 roku są to sądy administracyjne.  Jak pisaliśmy w naszej opinii dotyczącej zmian w ustawie, „może okazać się, że sądy administracyjne nie będą w stanie wszechstronnie ocenić charakteru spornej informacji lub zakresu dopuszczalnej anonimizacji”. A zatem – gdyby ta sprawa odbywała się przed sądem administracyjnym – mogłaby nie mieć takiego samego finału z czysto proceduralnych przyczyn. Dlatego ważne jest, że ta sprawa, która zaczęła się długo przed zmianami i szła starym trybem – zakończyła się projawnościowym wyrokiem. Istnienie takiego wyroku nie może być zignorowane. Wiedzieli to wszyscy na sali – ten wyrok miał zdecydować o przyszłości! Instytucjom publicznym nie uda się już tak łatwo kluczyć i mówić, że właściwie to nie wiadomo, jak jest.

Ważny jest też sposób, w jaki sąd rozumował. Pełnomocnik miasta przyjął strategię, która miała pokazać, że miasto udostępniło informację o kwotach i zadaniach, a te przecież są najważniejsze. Natomiast osobom, które nie są funkcjonariuszami publicznymi ani pełniącymi funkcje publiczne, nie można odbierać ich prywatności i ujawniać informacji o ich źródłach utrzymania. Sędzia sprawozdawca dociekał, czy nie ma w tym rozumowaniu pewnej sprzeczności polegającej na tym, że póki nie ujawni się nazwiska osoby, to nie można mieć pewności, że osoba nie jest funkcjonariuszem publicznym. Ale tak naprawdę istotne jest to, co powiedział sędzia Krzysztof Pietrzykowski w ustnym uzasadnieniu wyroku – wskazał, że liczy się nie tylko, ile pieniędzy otrzymują osoby wykonujące pracę dla podmiotu publicznego, ale też kto to jest. Bez tego bowiem prawo do informacji nie miałoby sensu (pisaliśmy o tym obszernie w naszej opinii przyjaciela sądu, ale sędzia wiedział to sam z siebie). I to jest najważniejsza – w prosty sposób wyłożona – kwestia. Tak – to się liczy – wystarczy przypomnieć sprawę sprzed lat, gdy jeden z dyrektorów publicznego ośrodka sportowego zatrudniał na umowę zlecenie osobę, która wykonywać miała pracę polegającą na sprzątaniu ścieżek leśnych. W rzeczywistości w ramach wynagrodzenia płaconego ze środków publicznych osoba ta zajmowała się „prywatnymi” dziećmi Pana Dyrektora. Czy faktycznie nie ma znaczenia, kto otrzymuje wynagrodzenie ze środków publicznych, a jawność nie pełni roli prewencyjnej? 

Przechodząc do subiektywnych korzyści. Po pierwsze  – ten wyrok przywraca wiarę w sądownictwo. Po ostatniej serii wyroków sędzi Ireny Kamińskiej z Naczelnego Sądu Administracyjnego można było nabrać wątpliwości co do tego, czyich praw bronią sądy. Zwłaszcza, że jest to sędzia, do której trafia większość spraw w NSA. Dwa wyroki wydane w ostatnich miesiącach odebrały nam poczucie bezpieczeństwa.

Pierwszy wyrok dotyczył opinii prawnych na temat konstytucyjności reformy Otwartych Funduszu Emerytalnych. Daje on Prezydentowi RP możliwość uznania, że opinie prawne, które zamawiał w procesie legislacyjnym, mogą zostać uznane za „dokumenty wewnętrzne” i nieudostępnione. Warto dodać, że kategoria „dokumentu wewnętrznego” nie występuje ani w Konstytucji, ani w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Natomiast przejrzystość stanowienia prawa i odpowiedzialność polityków za decyzje ewidentnie należą do pojęć z kategorii „interesu publicznego”.

W drugim wyroku – również dotyczących przejrzystości i stanowienia prawa – pominięta została treść skargi kasacyjnej, rozstrzygnięcie zostało dokonane  w sprzeczności z przepisami, sąd odniósł się do zupełnie innego stanu faktycznego i ponownie pojawił się nieistniejący „dokument wewnętrzny”.

To naprawdę ulga usłyszeć wyrok, w którym wszystko jest na miejscu – a sens jawności jest wyłożony. Osobiście jestem wdzięczna sędziemu Pietrzykowskiemu za przywrócenie właściwych stosunków państwo-obywatel i przypomnienie o tym, że prawo stoi ponad indywidualnymi przekonaniami.

 

Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?

Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania

Komentarze 0

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.