Logo Logo Menu
Zamknij

Kto kogo edukuje?

Czasem wydaje się, że udostępnienie kilku dokumentów to błaha sprawa, ale jak odwiedzi się 3 sądy i prokuraturę, a po półtora roku nie widać końca to można zwątpić…

W maju 2008 roku, w Zakładzie Usług Komunalnych w mieście na zachodzie Polski, korzystając ze swojego prawa, X „złożył wniosek ustny” o udostępnienie dokumentacji dotyczącej najmu lokalu wchodzącego w skład gminnego zasobu lokali komunalnych. Wniosek ustny nie został przyjęty i X poinformowany został, że musi złożyć wniosek pisemny, co uczynił mimo bólu serca – bo po co wniosek jak dokumenty są dostępne od ręki?! Jednak, mimo zastosowania się przez X do wskazówek pracowników  Zakładu, informacja publiczna nie została udostępniona. Dlatego X udał się do siedziby ZUK zapytać co się stało, a tam czekała już niespodzianka w postaci formularza. Drugi raz X nie skorzystał z porad pracowników i postanowił nie składać proponowanego formularza. Dalej nic się nie działo i X złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na nieudostępnieniu informacji mimo obowiązku (słynny art. 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej).

Jednak X raz jeszcze raz udał się do siedziby ZUK, aby zobaczyć co się dzieje z jego wnioskiem, a tam X wskazano kolejny formularz. X złożył przygotowany „Wniosek o udostępnienie danych ze zbioru danych osobowych”. Zdziwiony X w tym wniosku napisał, że żądanie dotyczy realizacji prawa do informacji i jest zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej, a formularz o dane osobowe jest bezprawny.

Po tych działaniach w lipcu ZUK wydał decyzję o odmowie udostępnienia informacji publicznej w uzasadnieniu, której napisano X-owi, iż wnioskowane dokumenty nie stanowią informacji publicznej w rozumieniu ustawy, natomiast stanowią dokumenty prywatne, o których mowa w art. 245 Kodeksu postępowania cywilnego. I dalej napisano, iż „Informacją publiczną mogą być natomiast dokumenty urzędowe, o których mowa w art. 245 § 1 k.p.c”. I można napisać – droga X dopiero się rozpoczęła…

X składa jeszcze w lipcu odwołanie od decyzji w wyniku, którego ZUK podtrzymał dotychczasową decyzję. Ciekawym uzasadnieniem było wskazanie na przyczynę wydania decyzji, że udostępnienie przedmiotowych informacji publicznych „byłoby pogwałceniem tajemnicy przedsiębiorcy, to jest Polskiego Klubu Y jak i prywatności osób fizycznych figurujących w tych dokumentach”.

Jednocześnie toczy się postępowanie karne, które w wyniku dokonanych ustaleń polegających na zapoznaniu się z decyzjami jakie dostał X i wnioskami jakie złożył, zostaje umorzone. X nie bacząc na swój wolny czas składa zażalenie do sądu na umorzenie i zaczyna się droga przez sąd karny. W sądzie tym zdziwienie duże, bo zjawił się X i przedstawia swoje argumenty, znajomość prawa przez X zastanawia sąd, co prowadzi do przerwy w posiedzeniu i wyznaczeniu kolejnego terminu za miesiąc. Sąd doszedł do przekonania, że musi zobaczyć na własne oczy prezesa ZUK, bo dużo spraw trzeba wyjaśnić – a rzeczywiście powinna to zrobić prokuratura… Na kolejnym posiedzeniu X po raz kolejny wykazuje się znajomością procedur dostępu do informacji publicznej i w krzyżowym ogniu wniosków i pytań sąd bezradny po raz kolejny ogłasza na miesiąc przerwę, musi się zastanowić co zrobić. Dziwnym wydaje się, że sąd badając zasadność zażalenia prowadzi wyjaśnienia przez 3 miesiące, ale co ma zrobić jak X chce informacji. W trzecim miesiącu wyjaśniania sprawy przez sąd X spóźnił się do sądu. A w sądzie rozpisana na wokandzie sprawa miała trwać godzinę, a zakończyła się pod nieobecność X po 10 minutach. Sprawa karna się zakończyła nie uwzględnieniem zażalenia na umorzenie.

Mamy już luty 2009 r. i X postanawia złożyć pozew o udostępnienie informacji publicznej. Bo co może zrobić – ostatnia możliwość to spór w sądzie cywilnym. X jako korzystający ze swojego prawa uczy się pisać pozew o udostępnienie informacji publicznej i składa go w sądzie. A tam kolejna „niespodzianka” – przez pół roku nic się nie wydarzyło. X pomyślał, że sąd o nim zapomniał i poszedł się przypomnieć. W sądzie rzeczywiście zapomniano o nim, w związku z czym X mając „mnóstwo” wolnego czasu nauczył się pisać skargę na przewlekłość postępowania, która ostatecznie została uwzględniona i podatnicy będą musieli zapłacić X 100 zł za przewlekłość. X zadowolony, że przypomniano sobie o nim oczekiwał na wyznaczenie terminu rozprawy. Termin wyznaczono na koniec sierpnia 2009 r. już po rocznicy złożenia przez X wniosku o udostępnienie informacji publicznej.

X w postępowaniu przed sądem cywilnym otrzymał wsparcie Pozarządowego Centrum DIP i wraz z przedstawicielem PC DIP udał się 25 sierpnia do sądu. Dziwnym wydawało się, że w zawiadomieniu o terminie wskazano przedmiot sporu „o zapłatę”. X już doświadczony rocznym bojem w sądach okazał zrozumienie przyjmując, że „każdy może się mylić”. Jednak wokanda wyglądała dosyć ciekawie od rana sąd rozstrzygał o sprawach majątkowych, a jako ostatnią miał sprawę o udostępnienie informacji. Sąd jak X uczyć się prawa do informacji musi.

Przed wyznaczonym terminem sędzia wyszedł z sali i poszedł, gdzieś szybkim krokiem. Wracając niósł wydrukowaną ustawę o dostępie do informacji publicznej. Po czym wywołano rozprawę i rozpoczęły się wystąpienia X, przedstawiciela PC DIP i ZUK. X wskazał, iż w umowie podpisanej przez spółkę zarządzającą mieniem komunalnym, a stowarzyszeniem nie ma tajnych danych. Duży spór rozpoczął się w kwestii wydania lub nie wydania przez ZUK decyzji – pełnomocnik ZUK wskazał, że decyzja nie jest decyzją. Dla większego zamieszania pełnomocnik ZUK powiedział, iż ogólnie taka umowa nie jest informacją publiczną, to dokument prywatny. Nie wprowadziły w konsternację pełnomocnika argumenty, iż odmowa udostępnienia dotyczyć może tylko informacji publicznej. Jak do ogólnej polemiki włączył się sąd, poprzez pytania o jakie dokumenty X  wnosił, to pełnomocnik ZUK wskazał, że w takim razie to są informacje przetworzone i X ma podać uzasadnienie. Na to X wskazał, że wnosi o istniejące dokumenty, a nie o ich stworzenie. A dodatkowo padło dziwne pytanie, że nie jest zrozumiałe o co chodzi pełnomocnikowi ZUK, bo od kilku minut mówi, że nie są to informacje publiczne, a za chwilę, że są to przetworzone informacje publiczne. Odpowiedzi nie było… Następnie powstało małe zamieszanie na sali, ponieważ strony zaczęły wyjaśniać sobie kwestie nie czekając na pozwolenie sądu. Tymczasem sąd nie mógł zwracać uwagi na to co się dzieje i przestał sprawdzać, czy ktoś wpisuje do protokołu stanowiska stron, ponieważ od kilku minut namiętnie czytał ustawę DIP. Podejrzewam, iż zdziwił się jej zapisami, szukał coś o dokumencie urzędowym, prywatnym i ogólnie ciekawy wydawał się poczynionymi w niej zapisami.

W wyniku zamieszania, końca pracy sądu, złożonymi wnioskami sąd postanowił spotkać się w tym gronie ponownie pod koniec października. Będzie to już prawie 1,5 roku od złożenia wniosku.

Sprawa była już w 3 sądach, w prokuraturze, półtora roku kilka osób zajmuje się intensywnie problemem udostępnienia kilku dokumentów. X już do tego czasu przejrzał Krajowy Rejestr Sądowy i zna dane, które stały się podstawą do ograniczenia dostępu do informacji publicznej. X pisał o tym już lipcu 2008 r., ale ZUK-u to nie przekonało… W bilansie należy podkreślić jak dużo X wniósł w edukację o prawie do informacji w sądach, ale czy to doprowadzi do udostępnienia informacji? Jednak czy przez taką drogę przejdzie każdy, który będzie miał mniej wiedzy i czasu niż X?

Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?

Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania

Komentarze 0

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.